Spaceruję sobie w Internecie ostatnio intensywniej niż zwykle – moje bezrobocie stwarza mi nieograniczone możliwości. Zauważyłam tam niedawno, gdzieś między kobietą z brodą a ratowaniem zwierząt, nowy fenomen.
To chyba ostatnio najgorętsza propozycja do zgarnięcia lajka.
Siedzę sobie na facebooku, dzień jak co dzień, przecież nie będę marnować wolnego czasu na żaden sport ani wypad za miasto, wtem, nagle moim oczom, w prawym górnym rogu ukazuje się całkiem interesująca propozycja zmarnowania paru minut, udostępniona przez któregoś ze znajomych. Tak, jak ma się tyle wolnego, to sprawdza się nawet, co na bieżąco robią Twoi znajomi. Wszyscy. Moim oczom ukazał się krótki, acz treściwy materiał filmowy o… marnowaniu życia w Internecie. Że też wcześniej nie wpadłam na to, że takie perełki można udostępniać właśnie na portalach społecznościowych.
Siedzisz człowieku w majowy wieczór, włączasz vimeo, czy też inny youtube, poświęcasz 4 minuty swojego życia na filmik, który wywołuje u Ciebie falę refleksji. Przez moment nawet masz ochotę wyjść na spacer, ale czekasz cierpliwie, żeby Ci minęło, najpierw bowiem masz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Teraz trzeba to udostępnić.
Kolejne parę minut spędzasz ze wzrokiem wlepionym w monitor, bo przecież należy opruszyć to nie lada komentarzem, napisać coś chwytliwego, w końcu już czterech znajomych przed Tobą to wrzuciło, teraz Ty musisz wykazać się oryginalnością, przecież Ciebie to naprawdę dotknęło. Niestety jedyne na co Cię stać to jakże oryginalne „so true” z wielokropkiem, nie ma się w sumie co wysilać- lajki i tak polecą, przecież to film o ŻYCIU.
Stało się, poszło w przestrzeń. Teraz pora na najlepsze – czekanie. Szkoda czasu nawet na krótką podróż do kuchni w celu zaparzenia herbaty, przecież trzeba na bieżąco śledzić popularność tej nie-byle-jakiej aktywności, w końcu wykazaliśmy się nie lada wrażliwością no i przecież znajomością języka, to musi zostać docenione.
Ale nie wiesz jeszcze, że facebook to dżungla, tutaj tylko niektóre z postów przetrwają, wszystko zależy od tego, jaką pozycję zajmujesz w Internecie. Sama treść filmu w zasadzie nie ma znaczenia, część z odbiorców pewnie i tak nie dotrwa do końca, albo zrezygnuje po minucie, bo nie ma napisów. Ważne jest to, że wszyscy to wrzucają, czas więc i na nas. Nie można przecież ominąć nowego facebookowego trendu, bo to wyznacza popularność naszej ściany i nas w ogóle. Przecież to oczywiste.
Po intensywnym wpatrywaniu się w świeżo udostępnionego linka, oraz kilkukrotnemu restartowi przeglądarki zauważamy, że wcale nie zgarniamy lajków ani zbyt wiele komentarzy, za to zaskakująca liczna naszych znajomych postanowiła udostępnić NASZE video na SWOJEJ facebookowej ścianie.
Bezczelni.
Zrezygnowani wylogowujemy się z przekonaniem, że nic dobrego nas już dzisiaj nie spotka i ciężko wzdychając postanawiamy pobłądzić po innych czeluściach Internetu. W razie czego, nie damy się zaskoczyć, nasz smartfon dopilnuje abyśmy na bieżąco dowiedzieli się o każdym nowym komentarzu.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=Z7dLU6fk9QY[/youtube]
…to ja pójdę naładować telefon.