Jakieś dwa lata temu wpadłam na cudowny pomysł udawania tajemniczego klienta w różnych punktach obsługi klienta sieci telekomunikacyjnych, żeby zobaczyć kompetencje konsultantów oraz przekonać się co by mi zaproponowali. W jednym salonie wręczono mi do ręki garść ulotek, oraz pokserowanych ofert, na zapytanie o teczkę usłyszałam zgryźliwe „skończyły się” i tym Pani zakończyła ze mną rozmowę, nie kłóciłam się, szłam dalej. W drugim salonie po przedstawieniu mi oferty otrzymałam torbę pełną gadżetów, bo przecież kubek termiczny powinien mi pomóc w podjęciu decyzji o nowym planie taryfowym, ale to co przykuło moją uwagę zadziało się w salonie numer 3.
Była to era „prostych” smartfonów, na rynek wchodziły Lg z serii L, pierwszej generacji, królowały nokie ashe, htc miało swój moment świetności, prezentując wówczas wildfire s, czy chacha, czyli nic szczególnego nie można było zaproponować przy ofercie rzędu 50-60zł miesięcznie.
Usiadłam we wcześniej wspomnianym salonie ciesząc się na audyt, położyłam telefon na stole, by lekko przestraszyć sprzedawcę i wzięłam się do wymieniania moich telefonicznych potrzeb. O dziwo sprzedawca nie popytał czego ja tak naprawdę potrzebuję i chcę, spojrzał na mnie i przyniósł nokię 500.
Nokię 500! Pominę sam dobór modelu, bo aż mną wstrząsnęło delikatnie. Wręczył mi ją do ręki i powiedział, że posiada wymienne obudowy, proszę zobaczyć, może być czerwona lub niebieska. I jak, podoba się Pani?
Zdębiałam.
Siedziałam tam oniemiała przez dłuższą chwilę, patrzyłam na człowieka w nie do końca wyprasowanej koszuli i czekałam, aż zacznie coś mówić o zaprezentowanym cacku. Nie doczekałam się, zaczęłam pytać.
Postanowiłam zaryzykować i pójść ścieżką zatytułowaną „parametry”, ale pan sprzedawca nie dał się zwieść.
Pytanie o procesor zgrabnie ominął, przeszedł do prezentowania słuchawek dołączonych do zestawu. WOW.
Nie będę walczyć, pomyślałam. W zasadzie to się trochę obraziłam. Zaczęłam się zastanawiać jak to jest, czy ja faktycznie miałam podjąć decyzję o zakupie tylko na podstawie wyglądu telefonu ?
Bardzo fajnym zjawiskiem jest tzw. gender marketing, czyli ukierunkowanie produktu na kobietę, bo to przecież ona podejmuje decyzje. Jakiekolwiek były by parametry, gadżety, ile videotestów byś człowieku obejrzał i recenzji poczytał to i tak zadecyduje kolor.
Kobieta wcale nie patrzy na telefon powierzchownie, tu nie chodzi o to, że on nieważne jakie ma parametry, tylko musi wyglądać. To nie tak.
Parametry owszem, są ważne, ale nie na tyle, jak to, czy pasuje on do naszej nowej torebki. Czy butów. Lepiej do torebki. I tu nie chodzi też o to, że dla nas tylko to jest ważne. Niektórzy tego po prostu nie zrozumieją.
Właśnie kupujemy nowego przyjaciela. Tego, który będzie z nami zawsze. ZAWSZE.
Będzie z nami wtedy, kiedy przy parkowaniu uderzymy w hydrant (kto go tam postawił ?) i pomoże skontaktować się z pomocą. To telefon będzie z nami w kolejce do lekarza, czy na zakupach podpowiadać co jeszcze mamy włożyć do koszyka. To On będzie nas łączył z przyjaciółką/pracą/domem zawsze kiedy będzie potrzeba oraz kiedy jej nie będzie, też nas będzie łączył, przecież po to jest.
To telefon powie nam najlepiej jak wyglądamy przed wieczornym wyjściem, a raczej jego przednia kamera, to on będzie nad podbudowywał oraz on utrwali wszystkie najlepsze momenty i potem nam o nich przypomni. To on nas budzi. On z nami zasypia. To jest związek, którego Ty nie zrozumiesz. I te Twoje całe parametry już wcale nie są argumentem. Ja ładnie wyglądam, telefon też musi. Jesteśmy nierozłączni.
Wróćmy do sklepu.
Sobotnie popołudnie, wycieczka do salonu operatora. Biedny sprzedawca produkuje się opowiadając o parametrach, bo w końcu rozmawia z mężczyzną, jeszcze nie wie, że zaraz do akcji wkroczę ja.
Pokazuje wszystkie te najlepsze, z najlepszym procesorem, taktowaniem, podzespołami oraz aparatem, pokazuje cztery, zachwala dwa, czeka na reakcję, pyta o zdanie, no to który Panie kliencie ?
I wtedy zaczyna się moja rola, czyli krótkie „a są białe” ?
Mina zrzedła. Sprzedawca błagalnym wzrokiem patrzy na mężczyznę który zaczął z nim rozmowę jakby chciał się upewnić, że stanęłam tam przypadkiem.
A ja stoję i ja chcę, bo mój telefon wpadł do kibla.
Pomimo tego, że parametry są dla mnie zawsze na pierwszym miejscu i zawsze chcę mieć to co najlepsze (i najnowsze) to też to, co najładniejsze. I nie wstydzę się tego. To kobiety napędzają rynek, nie bez powodu np. SONY wypuścił swojego flagowca również w wariancie fioletowym.
Wszystko się nakręca. Jak bardzo nie siedziałabym w telekomunikacyjnym światku, nie interesowałabym się wszelkimi nowinkami to i tak brzydkiego telefonu nie kupię.
I weź tu człowieku zrozum kobietę. Coś potwornego. ;-)
Świetne:-)
Mam to samo.
Uwielbiam gadżety ale te z górnej półki mimo że już mój wnuk jest na etapie testowania takowych… Dwa miesiące temu sprezentowałam mu SX M, w końcu to dopiero 11-latek więc nie można go rozpuszczać.
Teraz sama stoję przed dylematem co kupić dla siebie.
Moja SX P w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia dwa lata temu to już technologiczna staruszka. Miałam zamienić ją na SX Z1 ale za wielka i za ciężka dla tak filigranowej osóbki jak ja, kompaktowa wersja chyba jednak za mała… A co tam – niechby było 5 cali!
I właśnie mam dylemat – SGS 4 czy LG G2?
Coraz mocniej skłaniam się ku temu drugiemu – ma radio!!! i jest po prostu piękny:-)
Czyli wylazła ze mnie klasyczna baba – która jakiś czas temu kupiła dwa parasole (jeden elegancka laska – satynowy czarny w błękitne motyle, a drugi kompaktowy błękitno-zielony w wesołe margerytki) bo nie mogłam się zdecydować na jeden czym w prawiłam w niebotyczne osłupienie mojego męża. Wiadomo – facet – jemu wystarczy czarny…
Gdy już się ostatecznie zdecyduję na markę pozostanie mi jeszcze wybór koloru – zachwycił mnie czerwony ale elegancka czerń też mi się podoba, eh…
Pozdrawiam i pięknie dziękuję za ten artykuł który nieco mnie uspokoił że jednak nie jestem dziwolągiem i że kobiety zwracają uwagę nie tylko na wygląd ale i na parametry:-)